W naszej rodzinie prezenty pod choinkę dostają tylko dzieci, reszta i tak jest mega nakręcona możliwością spotkania się i objadania pysznościami. Brak konieczności szukania prezentów daje dużo spokoju ducha, którego wielu brakuje w szaleństwie świątecznych przygotowań, że o oszczędności kasy nie wspomnę. ;) W końcu jest tak wiele okazji kiedy obdarowujemy się prezentami że nie musimy jeszcze na Boże Narodzenie silić się na wydumane i pewnie często nietrafione podarki.
Z prezentami dzieciowymi też nie szalejemy, wiadomo, że jeśli raz dziecko dostanie coś naprawdę dużego i drogiego przy okazji kolejnego prezentu będzie oczekiwało co najmniej tego samego - więc zostawiamy sobie pole do popisu. ;) Młodszego syna mamy na razie z głowy, bo ma 8 miesięcy i jeszcze nie kojarzy akcji prezentowych. Starszy w żłobku dowiedział się o co chodzi z Mikołajem, więc czeka.
Ponieważ oczywiście był grzeczny, 6 grudnia Mikołaj przyniósł mu paczuszkę w której był blok rysunkowy, czysty zeszyt (oczywiście z ładnymi okładkami ze zwierzątkami) i szczoteczkę do zębów z postacią z bajki, którą lubi. Po czterech dniach prezent nadal jest hitem - łączny koszt poniżej 10 zł.
Na Boże Narodzenie zaspokoimy jego potrzebę wierszykowych szaleństw, bo ostatnio to jego absolutnie ulubione książki. Zestaw książeczek z wierszykami z pobliskiego antykwariatu - 14 zł. Do tego dostanie nowa poszewkę na poduszkę z ulubionymi misiami, nie mogę się doczekać żeby zobaczyć jego radochę. :)
Największy błąd jaki popełniamy to kupowanie zabawek raczej da siebie niż dla dziecka - wypasionych, z bajerami jakich kiedyś nie było. Dzieci potrafią się cieszyć z drobiazgów. Przecież właśnie to jest w nich takie fajne, więc nie psujmy tego tak długo jak to tyko możliwe.
To mały Niko-łajek sprzed roku, w pierwszym bodziaku I rock jaki powstał, uradowany perkusją zrobioną z garnków.
Niech rock i rozsądek konsumpcyjny będą z Wami!