I rock rozrasta się nie tylko ofertowo, 27 kwietnia powiększył się skład naszej ekipy - dołączył do niej Brunon zwany Niecierpliwym.
Jak przystało na prawdziwego Taekwondokę syn nr 2 kopał mamę tak skutecznie, że rozszczelnił swoje mieszkanko i zaczęły wody wysiąkać w związku z czym trzeba go było stamtąd ewakuować 3,5 tygodnia przed terminem. Niestety wiązało się to z wieloma niefajnymi konsekwencjami, cześć z nich była spowodowana arogancją lekarzy na których mieliśmy pecha trafić na izbie przyjęć w Szpitalu Bielańskim w Warszawie. Nasza poniżej opisana historia po raz kolejny pokazuje, że żeby być dobrym lekarzem diagnostą trzeba również umieć słuchać pacjenta.
Kiedy się zorientowałam co się dzieje pojechaliśmy na Położniczą Izbę Przyjęć do Szpitala Bielańskiego, w którym prowadzona była ciąża. Mieliśmy pecha, bo nie trafiliśmy ani na świetną panią doktor, która prowadziła moją ciążę, ani na żadnego innego kompetentnego lekarza (a na prawdę jest ich tam sporo). Najpierw położna powiedziała, że to na pewno nie wody, bo wody się po prostu wylewają, nie mogą się siąpić, a później pani doktor (Hołownia), która mnie zbadała orzekła, że nie wie co to jest, ale raczej to nie może być płyn owodniowy. Jako laik staram się nie sugerować lekarzom co mi jest, bo rozumiem, że może to być irytujące, polegam na ich profesjonalnej ocenie. Kiedy jednak pani doktor sama nie trafiła na trop pękniętego worka owodniowego, powiedziałam jej, że właśnie to podejrzewam, bo mam dokładnie takie same objawy jak dwie osoby, które znałam, a którym się taka sytuacja przytrafiła. Moją sugestię pani doktor skwitowała ironicznym uśmieszkiem.
Skończyło się tym, że wspomniana pani doktor Hołwnia wezwała z oddziału do konsultacji panią doktor Ciesielską, ta natomiast z pretensją zapytała mnie dlaczego ja tu przyjechałam przecież oni maja teraz dyżur świąteczny (problemy zaczęły się w piątek wieczorem) i oświadczyła, że z takimi sprawami najlepiej przyjeżdżać w tygodniu. Sam tekst jak i wielce oburzony ton jakim to zostało powiedziane zszokowały mnie tak bardzo, że nie wiedziałam co powiedzieć, w pierwszej chwili nawet myślałam, że to bardzo kiepski żart, okazało się, że niestety nie. Ostatecznie pani doktor Ciesielska nakazała pani doktor Hołowni, żeby ta odesłała mnie do domu, ale trzy razy podkreśliła, że ma wpisać w kartę informacyjną, że poinformowała, że mam wrócić do szpitala gdyby działo się coś co mnie zaniepokoi. Oczywiście totalnie zignorowała fakt, że właśnie tam byłam bo działo się coś co mnie bardzo niepokoiło.
Następnego dnia miałam przyjechać na kontrolne KTG, tak też się stało, trafiliśmy na młodego bardzo miłego lekarza z którym na spokojnie porozmawiałam o tym co się działo i który po badaniu i wywiadzie stwierdził, że prawdopodobnie moje przypuszczenia są słuszne, ale nie może mnie przyjąć bo nie ma miejsc. Zaproponował, że może za to podzwonić i spróbować mi znaleźć miejsce w jakimś innym szpitalu. Ponieważ jednak od początku planowaliśmy rozwiązać ciążę w Puławach zapytałam czy w moim stanie dojadę bezpiecznie do tego szpitala, odpowiedział, że jeśli pojedziemy od razu nie powinno to być ryzyka.
Piękno bycia leczonym w jedynym szpitalu w powiecie polega na tym, że jeśli tylko mają wystarczającą wiedzę i sprzęt do poradzenia sobie z problemem na pewno nie odeślą cię do innego szpitala. Pierwszą cesarkę również miałam robioną w Puławach i wszystko przebiegło gładko i bez problemu, dlatego tu towarzyszyło mi poczucie bezpieczeństwa. Może mieliśmy szczęście, a może wbrew wszelkim niesprawiedliwym obiegowym opiniom personel w małych szpitalach jest lepiej wykształcony, bo już pierwsza położna, z którą miałam kontakt potwierdziła moje przypuszczenia. Później zrobili to lekarze i podjęli decyzję o niezwłocznym cesarskim cięciu. Właściwie to w sobotę byłoby już po sprawie gdyby nie problem z dobraniem krwi przed operacją. Tak wiec gdy tylko właściwą krew dowieziono z Lublina świetny zespół lekarzy wykonał operację w niedzielę rano.
A tak bez ironii i przesady, nie generalizuję, zarówno w dużym znanym, szpitalu można trafić na konowałów, jak i spotkać świetnych lekarzy w małym ośrodku zdrowia.
Koniec końców nasz syn przez ok 36 godziny był zmuszony do przebywania w nieszczelnym pęcherzu owodniowym w kontakcie z bakteriami, które go infekowały. Z tego powodu po uratowaniu go stamtąd musieliśmy zostać na oddziale przez 11 dni, w ciągu których mały przeszedł terapię antybiotykową, po całej serii badań łącznie z dwoma prześwietleniami płuc. A wszystko przez to, że na początku mieliśmy pecha trafić na niekompetentnych lekarzy.
Korzystając z okazji dziękuję wspaniałemu personelowi oddziału położniczego i noworodkowego szpitala w Puławach, za opiekę i troskę jaką nas otoczyli, przez 12 dni naszego pobytu tam. Życzymy aby Wasza niełatwa praca zawsze była doceniana, w szczególności przez dyrekcję szpitala.
Niech rock i zdrowie (oraz dobra opieka medyczna) zawsze będą z Wami! ;)
P.S. Jak cudnie jest nie być w ciąży i móc spać na brzuchu! ^_^
spanie na brzuchu po ciąży jest najlepsze :D:D pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz gratulacje!
OdpowiedzUsuńI ciekawostka: nasz Leszek pojawił się na świecie tego samego dnia co Wasz Bruno :-))))
Pozdrawiam,
Kuba B.
Ha! Czyli za rok świętujemy w tym samym czasie :) Jeszcze raz gratulacje :)
Usuńaż strach zachodzić w ciążę... dużo zdrowia dla Was! :-)
OdpowiedzUsuńDobrze, że wszystko dobrze się skończyło i że nie daliście się niekompetentnym (albo po prostu leniwym, którym się nie chce tyłka ruszyć) "fachowcom"... Super wyglądacie :)
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie drugim synkiem, tak na marginesie :)
Pozdrawiam serdecznie!!
Lubimy zaskakiwać ;) Gdyby nasze umówione spotkanie wypaliło, zaskoczenie byłoby mniejsze ;p Odzdrawiamy :)
Usuń